Premiera filmu pt. Nędzarz i madame, który miałam przyjemność obejrzeć w kinie, odbyła się 12 listopada 2021 roku. Jest to drugie dzieło twórców, którzy zadebiutowali 5 lat temu filmem „Zerwany kłos”, przedstawiającym historię bł. Karoliny Kózkówny. Był to wtedy „debiut totalny”, bo reżyserski, aktorski i producencki, a także autora zdjęć i montażysty w jednej osobie.

Grupa debiutantów mogła znowu „pokazać się” i dowieść swoich artystycznych zdolności właśnie w filmie Nędzarz i madame. Chociaż niektóre momenty pozostawiają wiele do życzenia, to przy tak małym nakładzie środków finansowych oraz „niezawodowej” obsadzie, dzieło robi ogromne wrażenie i mogłoby zawstydzić wielu twórców kina, którzy na własne realizacje przeznaczają miliony. Marzena Nykiel w swojej recenzji pisze, że film „został stworzony przez absolwentów i studentów Akademii Kultury Medialnej i Społecznej w Toruniu. Część z nich to pracownicy Telewizji Trwam (np. operator i montażysta), niektórzy współpracują z Radiem Maryja czy toruńską uczelnią. Wspólnie stworzyli profesjonalną produkcję, która ma szansę zachwycić ogromną widownię i ponieść postać św. Brata Alberta w świat.(…) Dzięki zaangażowaniu i wysiłkowi środowiska Radia Maryja, powstało pełnowartościowe dzieło, będące dowodem na to, że sztuka może być prawdziwa, wartościowa i niebanalna. Może być katolicka i niekoniecznie zdewociała. Może być historyczna, ale nie musi być nudna.”
Scenariusz napisany przez reżysera filmu, Witolda Ludwiga, według wielu krytyków „zachwyca poetyckością niezwykle głębokich, acz nieprzegadanych dialogów. W połączeniu z fantastycznymi zdjęciami Juliana Kucaja i poruszającą muzyką Krzysztofa Jańczaka sprawia, że historia św. Brata Alberta dotyka najgłębszych pokładów duszy.” Natomiast cudowna muzyka napisana przez Jakuba Lubowicza, wykonującego partie fortepianowe w piosence pt. Wciąż pytasz czemu, śpiewanej przez Andrzeja Lamperta, naprawdę chwyta za serce i może być również zachętą do obejrzenia filmu; zwłaszcza, że sama piosenka odwołuje się do podtytułu „mała iskra, wielki płomień”, który jest jednym z motywów filmu przewijającym się przez wiele scen

Film opowiada historię losów Adama Chmielowskiego, artysty malarza, który „w poszukiwaniu wolności i szczęścia poświęca wszystko, nawet za cenę ofiary z samego siebie” znanego większości jako św. brat Albert Chmielowski, którym bohater „stał się” po wstąpieniu do zakonu, a którego losy sprzed tego „rozdziału” jego życia, z czasów młodości możemy poznać w filmie.
Jego szczególny talent zostaje dostrzeżony przez wielu znanych i wybitnych ludzi, jak na przykład książę Jerzy Czartoryskiego. Być może młody artysta mógłby zrobić ogromną karierę, sprzedając swoje dzieła. Jednak w chwili największej sławy porzuca on świat sztuki, a także swoich przyjaciół – aktorkę Helenę Modrzejewską (którą zagrała Magdalena Michalik) oraz Józefa Chełmońskiego (Tomasz Błasiak) – również malarza, aby oddać się służbie ubogim. Relacja Alberta z Modrzejewską, najwybitniejszą polską aktorką specjalizującą się w rolach Szekspirowskich, nie została wymyślona na potrzeby filmu; potwierdzają ją źródła historyczne, z których możemy dowiedzieć się, że często był on gościem na jej wtorkowych spotkaniach literackich. Spotkanie tych dwóch bohaterów ukazane w filmie może mieć wymiar symboliczny, być może nawet nawiązujący do przypowieści o talentach. Są oni przecież artystami, obdarzonymi przez Boga nieprzeciętnymi darami – talentami, dlatego można zastanawiać się, czy ich powołanie nie polega właśnie na tym, aby służyć ludziom i czynić dla nich dobro. Inne wydarzenia, które ukazują tragizm jego losów, to na przykład załamanie duchowe, wydalenie z zakonu jezuitów oraz zamknięcie w zakładzie dla umysłowo chorych.

Losy Chmielowskiego poznajemy w czasie powstania styczniowego, kiedy w pierwszych scenach zostaje wywieziony do lasu w trumnie przez grabarza Stepana (którego zagrał Lech Dyblik), który sam, ratując życie młodego utalentowanego człowieka, przypłacił to własnym życiem. Okaleczony w powstaniu styczniowym, walczący dzielnie za Ojczyznę Adam stracił lewą nogę. Postanowił jednak nie poddawać się i „po prostu żyć”, jak doradził mu Stepan, dlatego uciekł do Paryża. Tam, żyjąc w nędzy, otrzymał w końcu pomoc księcia Jerzego Czartoryskiego, dzięki któremu mógł znowu normalnie chodzić (arystokrata ofiarował mu protezę) i trafił do szkoły artystycznej. Po powrocie do Polski, Chmielowski trafił na artystyczne salony.

Producenci, mimo niskich dotacji, stworzyli efektowne dekoracje, scenografię i stroje dobrze oddające tamtą epokę. Sceny salonowe są zmysłowe i plastyczne. Zawadiacki Chmielowski – bawiący się w eleganckich wnętrzach pałacowych czy teatralnych – pali dobre cygara, popija wina i prowadzi długie dialogi z piękną Heleną Modrzejewską. Może te obrazy stawiają głównego bohatera w niezbyt korzystnym świetle, ale dzięki temu jego postać nabiera autentyzmu, wyzbywa się cukierkowatości, a jednocześnie uświadamia, jak radykalna była zmiana sposobu jego życia.
Innym aspektem dzięki któremu film zasługuje na pochwałę, jest jego „malarskość”. Oglądając go, możemy dostrzec „w kadrze” obrazy wybitnych malarzy. Jedną z bardziej poruszających i wymownych scen jest ta, w której Chełmoński rozmawia o obrazie „Odlot żurawi” – najpierw z Heleną Modrzejewską, a później z głównym bohaterem. Mówi wtedy, że jeden z żurawi umiera nie dlatego, że cierpi z powodu złamanego skrzydła, ale z tęsknoty do chmur, o której właśnie pisze Adam do Modrzejewskiej w liście: Wiele myślałem w życiu, kto jest ta królowa sztuka – i doszedłem do przekonania, że jest to tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, a raczej straszne widmo, które nam rzeczywistego Boga zasłania… A jeśli w tych dziełach kłaniamy się sobie… to choć to nazywa się zwykle kultem dla sztuki, w istocie rzeczy jest tylko egoizmem zamaskowanym; ubóstwiać siebie samego – to przecież najgłupszy i najpodlejszy gatunek bałwochwalstwa… .

Swój talent wykorzystał św. Brat Albert (wtedy jeszcze Adam) do namalowania portretu Jezusa, znanego jako „Ecce Homo”. Scena jego malowania jest niezwykle poruszająca. W trakcie jego malowania Adam przypominał sobie swoje różne „upadki”, dotykał twarzy, dopiero co pobitej i mocno posiniaczonej, przekładając rysy takiej twarzy na płótno…

Ksiądz Artur Stopka w swojej recenzji pisze: To film pełen niełatwych symboli, trudnych pytań i jeszcze trudniejszych odpowiedzi. „Nędzarz i Madame” to nie cukierkowa laurka dla świętego. Reżyser i scenarzysta powiedział, że głównym przesłaniem jego dzieła jest pragnienie wolności, które motywuje działania bohatera i prowadzi do moralnego zwycięstwa.

Pod koniec filmu, kiedy życie Adama Chmielowskiego przybiera inny kształt, wkraczamy w strefę „mistyczną”. Pisze o tym Sebastian Łupak: Żywe dialogi, akcję i konflikty musi, siłą rzeczy, zastąpić coraz głośniejsza muzyka chóralna, zbliżenia na płonące świece, na morskie fale i klucze lecących żurawi. Wszyscy nagle zwalniają, zasępiają się i zaczynają wygłaszać głębokie sentencje w stylu: “życie podobne jest do oceanu”, “człowiek jest jak góra lodowa z duszą” oraz “on sam dla siebie jest zagadką”. Jest to nawiązanie do deklaracji św. Brata Alberta, ujmująco wplecionej w narrację. „Iść zawsze naprzód, choćby po gorzkich zawodach i szalejących bałwanach morskich, gdy opieka Boska nad nami, przed niczym zaś się nie cofać, a na wszystko być gotowym, jeśli Bóg czego od nas żąda.” Jakby w myśl tego zawołania Chmielowski obiera inną drogę.
Ks. Artur Stopka zwraca uwagę na to, że w filmie został zastosowany znaczący zabieg, polegający na zagraniu Adama Chmielowskiego oraz Brata Alberta przez dwóch różnych aktorów, którzy różnią się wyglądem, postawą i oczywiście głosem. Brata Alberta zagrał Krzysztof Wakuliński, którego mieliśmy okazję zobaczyć niestety tylko w ostatniej, ale jakże zachwycającej i wzruszającej scenie filmu, w której to brat Albert ciągnie sanki z chlebem po zaśnieżonej uliczce – jest to nawiązanie do jego pracy w schroniskach dla ubogich, których sieć rozwinął po wstąpieniu do zakonu kapucynów w 1887 roku. Myślę, że dość trafnie opisuje on przesłanie filmu: Zmiana aktora to czytelny sygnał, że jest to film o przemianie, jaka może się dokonać w człowieku, jeśli zdecyduje się szukać swego rzeczywistego powołania. Tego, które najprawdopodobniej nie jest widoczne ani na pierwszy, ani na drugi, ani nawet na trzeci rzut oka. Tego, którego nie dostrzegają inni ludzie. Tego, które zna tylko Bóg.

Brat Albert został kanonizowany przez Jana Pawła II w 1989 roku. Schroniska dla bezdomnych im. św. Brata Alberta działają w całej Polsce do dziś.