Na ostatnim spotkaniu oddziału zastanawialiśmy się, po co jest Boże Narodzenie. Pierwsza odpowiedź jaka przychodzi na myśl, to zapewne coś z kategorii “Bo Bóg tak nas kocha, że zesłał na świat Swego Syna, by nas odkupił z grzechów”. I tak, rzeczywiście, to jest prawda, tylko pokazuje to jedynie boską naturę Jezusa, a On przecież był w 100% Bogiem i w 100% człowiekiem. Ksiądz zadał nam to pytanie, które jest na samym początku i zapaliliśmy się do tej zabawy, wymyślając różne możliwe scenariusze: płakał, gdy mu się ząbki wyrzynały, może zaciął się jakimś ostrym narzędziem, jakie miał św. Józef, może miał “dzień brudaska” i nie chciał się wieczorem myć, może chodził do szkoły i nie podobały mu się lekcje u tego jednego rabina, może miał kolegów i się z nimi całe dnie bawił na podwórku, albo ulicy, może spodobała mu się jakaś dziewczyna na weselu w Kanie… Ale nie mógł do niej zagadać, bo Maryja wszystko widziała…

Niektóre pomysły były dość absurdalne i może nie do końca zgodne z tamtymi realiami, ale chodziło o to, żeby nam uświadomić, że Jezus narodził się po to, by przeżyć to samo co my, by jeszcze lepiej nas poznać i być jeszcze bliżej nas w trudnościach.