Sakramentu namaszczenia chorych nie można się bać. Nie jest to znamię, którym Bóg obarcza pokrzywdzonych, ale wyciągnięta przez Niego dłoń.


Jest wśród sakramentów taki, który sprawia nam problem, źle nam się on kojarzy, boimy się go przyjmować. Sakrament namaszczenia chorych, często błędnie nazywany ostatnim namaszczeniem. Takie, przestarzałe już, nazewnictwo sprowadziło ów sakrament do kategorii czegoś niedobrego, od czego trzeba uciekać i oddalać od siebie jak najdalej ewentualną okoliczność do jego przyjęcia. To myślenie odziera namaszczenie chorych z rangi sakramentu, a przecież ono ciągle nim pozostaje.

Nauka Kościoła

Pojmowanie sakramentu namaszczenia chorych w przytoczony sposób jest konsekwencją tego, że najczęściej otrzymujemy go będąc już w ostatnim stadium naszego ziemskiego pielgrzymowania, zwykle na tzw. łożu śmierci. Sami boimy się przyjąć w chorobie sakrament namaszczenia, jakby miał on zesłać na nas rychłą śmierć, a rodzina i bliscy zwykle czekają z wezwaniem księdza do ostatniej chwili, bo przecież „powinien to być ostatni sakrament w życiu człowieka”. Nic bardziej mylnego. Sakrament namaszczenia chorych jest ciągle sakramentem osób żywych, przeznaczonym dla osób przytomnych i w takich kategoriach powinno się go pojmować. Ważne jest też, iż sakrament ten nie jest jednorazowy i możemy go przyjąć kilkakrotnie w ciągu całego życia. Zdecydowanie nie jest on „ostatnim krzyżykiem” położonym na naszym doczesnym życiu.

Co nam daje namaszczenie?

Aby zrozumieć istotę tego sakramentu trzeba zajrzeć do źrodła. Chrystus uznawany jest za najlepszego Lekarza. Wielokrotnie na kartach Pisma Świętego odnajdujemy Go jako Tego, Który niesie uzdrowienie chorym, nawet tym, którzy cierpią na nieuleczalne schorzenia. Sakrament namaszczenia ma być, jak zresztą każdy z sakramentów, fizycznym, widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. Przez namaszczenie olejami Krzyżma Świętego Chrystus ma uzdrawiająco zadziałać na osobę, która otrzymuje ów sakrament. Ma ją uzdrowić z wszelkich chorób, ulżyć w cierpieniu, tak fizycznym związanym z jakąś niedyspozycją, ale przede wszystkim cierpieniu i chorobie duchowej. Chrystus Lekarz ma nie tylko uzdrowić cieleśnie osobę przyjmującą sakrament namaszczenia chorych. Ten sakrament niesie za sobą umocnienie w wierze i to zarówno dla chorego jak i dla jego bliskich, osób będących w jego otoczeniu. Ma on na celu pogłębienie relacji chorego z Jezusem oraz pomoc w zaakceptowaniu zaistniałej, raczej niekomfortowej, rzeczywistości choroby, w której się znalazł.

Namaszczeni przez Boga

Poprzez ten sakrament Bóg niejako wskazuje, że oto namaszcza tych, którzy obarczeni zostali fizycznym cierpieniem. Pokazuje, że jest z ludźmi nie tylko w zdrowiu i w dobrych chwilach, ale że nie opuszcza ich także w chwilach kiepskich, w bólu, chorobie. Chorzy stają się w pewien sposób wybranymi przez Boga, ale nie naznaczonymi w sensie negatywnym, a raczej uzdolnionymi do pełniejszego trwania z Nim w relacji. Rolą tego sakramentu jest podniesienie chorej osoby na duchu, metaforyczne położenie przez Boga ręki na ramieniu chorującego i powiedzenie mu nie lękaj się, jestem z Tobą. W pierwszej kolejności umacnia on człowieka do walki ze swoją chorobą, do stanięcia w prawdzie o niej, pogodzenia się z zaistniałymi prawami natury. Dopiero drugorzędną, choć też ważną kwestią, jest przygotowanie ciężko chorej osoby do śmierci.

Sakramentu namaszczenia chorych nie można się bać. Nie jest to znamię, którym Bóg obarcza pokrzywdzonych, ale wyciągnięta przez Niego dłoń. Bóg chce przeprowadzić chorych przez ich cierpienie z pokojem w sercu, radością życia i ciągle żywą w ich umysłach perspektywą wieczności.