Obóz w Rybojedzku jest czasem na podładowanie duchowych akumulatorów na cały rok – dlaczego?

12 sierpnia wszystkim trudno było uwierzyć, że minął już wspólnie spędzony tydzień na obozie formacyjnym w Rybojedzku. Wielu z nas chciałoby przedłużyć ten czas, jednak myślę, że życie obozowe mogłoby stać się wtedy rutyną. Teraz mamy przynajmniej za czym tęsknić  i możemy z niecierpliwością czekać na kolejny obóz.

Pierwszy raz w Rybojedzku byłam rok temu i już wtedy wiedziałam, że w przyszłym roku również pojadę. Poprzedni raz był dla mnie czasem zawiązywania nowych przyjaźni i  poznawania  wspólnoty, jaką jest KSM. Choć już od kilku miesięcy byłam w Stowarzyszeniu, tak naprawdę dopiero po obozie naprawdę się w to wkręciłam. Najmocniejszą i najpiękniejszą więź czułam podczas wspólnej modlitwy, śpiewania Cichy zapada zmrok po wieczornych apelach, a także w czasie adoracji ze świadectwami.

Rybojedzko KSM

fot. M. Wróbel

W tym roku przyjeżdżałam na obóz do przyjaciół, do KSM – owej rodziny. Wiele osób już znałam, jednak udało mi się także nawiązać kontakty z nowymi osobami, zwłaszcza z mojego słonecznego zastępu. Chociaż w czasie obozu nie brakowało zabaw i śmiechu,  był on dla mnie czasem wyciszenia. Dzięki częstej modlitwie i codziennej Mszy świętej byłam ( i nadal jestem) spokojniejsza i szczęśliwsza. Obóz formacyjny, jak mówi wiele osób, naprawdę jest czasem na podładowanie duchowych akumulatorów na cały rok. Efekt ten można uzyskać tylko z połączenia powyższych rzeczy z codziennymi spotkaniami w zastępach. W tym roku zastępowi i klerycy pomagali nam rozważać uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała. Dzięki wcześniejszemu rozważaniu tekstów mówiących o uczynkach omawianych danego dnia, spotkania były bardziej owocne. Niekiedy okazywało się nawet, że spotkania były za krótkie, tyle mieliśmy do powiedzenia. Najtrudniejsze było spotkanie po nocnej warcie. Momentami zmęczenie brało nade mną górę. Jednak chyba cały zastęp czuł się choć trochę zmęczony po spędzeniu praktycznie całej nocy na czuwaniu przy proporcach i fladze obozowej oraz walce z podchodzącymi. Nieprzespane godziny mogliśmy nadrobić dopiero późną nocą po podchodach. Jednak myślę, że na podchodach trudno było myśleć o odpoczynku, gdyż trzeba było skupić się na grze. Podczas tej jednej warty można niesamowicie zgrać się z osobami w swoim zastępie, a w czasie podchodów w nowej grupie.

Dobrą zabawę zapewniły też warsztaty damsko-męskie. Można było zauważyć, że choć robimy te same rzeczy, robimy je na swój sposób. Widać to było zwłaszcza na przykładzie wianków. Dziewczyny od razu zabrały się do szukania kwiatków. Nieważne, że były trochę kłujące, wianki musiały ładnie wyglądać! Natomiast płeć przeciwna sporadycznie użyła, wydawałoby się przeznaczonego do wianków, materiału. Wiązali wianki z liści, taśmy czy nawet z szyszek. Podczas trwania obozu przyszedł również czas na spotkania z zaproszonymi gośćmi. Odwiedziła nas Marzena Kasprzak, z którą rozmawialiśmy m.in. o zdrowym żywieniu, pan Andrzej Dera z kancelarii prezydenta,  a także zaproszeni księża, którzy prowadzili dyskusję „Kościół liberalny czy konserwatywny?” . Odwiedził nas również biskup Damian Bryl, który przewodniczył Mszy świętej i wygłosił dla nas kazanie. Na szczęście wiedział, że jesteśmy po podchodach, więc nauka była ciekawa i nie za długa. Innego dnia Mszę koncelebrował ks. Damian Dudkowiak. Choć pogoda już od samego początku nie rozpieszczała, nie zepsuła nam żadnych planów.

Na zakończenie obozu odbyła się również adoracja w pobliskiej parafii. Trwała znacznie więcej, niż planowaną godzinę. Jednak był to piękny czas. Przy tak wspaniałej atmosferze panującej w Kościele, nikt nie zauważył, jak szybko upłynął czas. Prawie każdy podzielił się swoimi przemyśleniami, słowem, podziękowaniem. Myślę, że gdyby adoracja mogła być dłuższa, każdy by coś powiedział, ale gdy była dłuższa chwila ciszy, ksiądz pobłogosławił wszystkich i zakończył adorację. Trzeba było wrócić jeszcze do obozu. Jednak po tylu dniach razem i po doświadczeniu duchowym, jakim była wieczorna Msza święta i adoracja, droga szybko minęła, a rozmowom i śmiechom nie było końca.

Niestety nie potrafię w słowach oddać tego, co działo się podczas obozu, po prostu trzeba na niego pojechać i przeżyć to na własnej skórze. Mam nadzieję, ze mój wpis kogoś do tego zachęci. A jeśli nie on to może zdjęcia albo inne osoby ZAPALONE DO DZIAŁANIA, które zaniosą dalej to, co przeżyły i czego nauczyły się na obozie.

zobacz więcej zdjęć