Różaniec to modlitwa „przedziwna w swej istocie i głębi” jak powiedział św. Jan Paweł II (Rzym 7 XI 1983), modlitwa znana na całym świecie i cały świat łącząca. Przyznam się, że Jan Paweł II nie mógł trafniej tego określić, bowiem odkrywanie Różańca wydaje się nie mieć końca.
Bardzo często coś kłóci się w człowieku, który wszystko chce pojąć i zrozumieć, przetłumaczyć i znaleźć namacalny sens wszystkiego, co robi. Czasem ludzie zadają pytanie, czym jest tak naprawdę odmawianie tej modlitwy. Czy jest ono tylko bezmyślnym powtarzaniem tej samej formuły? Na pytania podobnej natury długo szukałam odpowiedzi, jakiejś sensownej i oddającej w pełni istotę Różańca.
Św. Jan Paweł II tłumaczy, że odmawiając Tajemnice Różańca, idziemy niejako z Maryją przez życie Jezusa, towarzyszymy Jemu w czasie radości i dorastania, przez czas nauczania i działania cudów, poprzez mękę i śmierć, wreszcie dotykając wielkiej Tajemnicy Jego Zmartwychwstania i pozostania w naszym życiu poprzez Ducha Świętego. Różaniec pomaga nam przemierzać ową drogę nieustannie, bo za każdym razem możemy ze zdumieniem odkryć jakąś nową prawdę, inne światło może paść na pozornie dobrze znane nam fakty. A każda droga, którą idziemy, musi mieć wyznaczony jakiś kierunek, porządek. Każda trudna i długa wędrówka powinna mieć swojego przewodnika. Natomiast czy może być lepszy przewodnik w drodze życia naszego Zbawiciela, niż Jego własna Matka? To Ona przemierzała tę drogę w rzeczywistym czasie i miejscu i to Ona może nam pomóc przejść ją z Jezusem i dla Jezusa. To dlatego po rozważeniu Tajemnic Jego życia zwracamy się do Niej. Oddając swoje myśli i serce poszczególnym zdarzeniom z Betlejem, Nazaretu, Jerozolimy, Golgoty, prosimy dalej Matkę – “prowadź, pomóż trzymać się drogi”.
Pojawia się jednak kolejne pytanie – dlaczego 10 razy? Dlaczego powtarzamy tę samą modlitwę w kółko? Czy nie jest to tzw. “klepaniem”, gdzie po jakimś czasie wyłącza nam się rozum i powtarzamy w kółko te same słowa bez zrozumienia? Na to trudne pytanie podsunął mi odpowiedź jeden z wielkich świętych – Jose Maria Escriva. W jednym ze swoich rozmyślań porównał odmawianie Różańca do bicia serca. I nagle spadła ta oświecająca myśl. Odmawiając modlitwę Zdrowaś Maryjo, powtarzając ją, wpadamy w rytm, rytm drogi, rytm życia… rytm bicia serca. Stajemy się spójni z Maryją i z Jezusem. Każde powtarzane Zdrowaś Maryjo jest nam potrzebne, by postawić kolejny krok na drodze, jest potrzebne niczym bicie serca.
Kilka lat temu odpowiedziałam na zaproszenie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży do włączenia się w odmawianie Różańca w gronie “Róż”. Każdego miesiąca każdy z nas staje na innym etapie drogi Jezusa i trwając tam wraz z Maryją nadaje tej drodze rytm, pomaga sercu bić. Wznosimy naszą wspólną modlitwę w różnych intencjach, pamiętając o Papieżu, wspólnocie Kościoła, rodzinach, kolegach i koleżankach, a także ludziach rozsianych na całym świecie. Będąc w różnych miejscach i modląc się w każdym czasie, żyjemy wraz z Jezusem i nie pozwalamy temu nurtowi się zatrzymać. Jest to jakby długa niewidzialna nić, splatająca nas wszystkich, nić, którą otacza swoim blaskiem Maryja. I przechodząc z Tajemnicy do Tajemnicy, spotyka Ona każdego z nas.
Czyniąc z Różańca część naszego życia, zapraszamy do niego Matkę Jezusa wraz z Nim samym i trwając z Nimi możemy mieć pewność, że otoczą nas ogromną opieką. Opieką tak ogromną, że będziemy mogli spać spokojnie jak Ojciec Pio.
Zasypiał z różańcem w dłoni
Dyżurując w pobliżu Ojca Pio, czuwałem nad nim jak matka nad dzieckiem. Na krótkie chwile zasypiał: po takich przepełnionych trudem dniach miał do tego pełne prawo. Wiele razy próbowałem wyjąć z ręki śpiącego różaniec i zastąpić go innym. A choć to brzmi nieprawdopodobnie, nigdy mi się to nie udało: nawet podczas snu ten święty człowiek nie przestawał ściskać w palcach, które przez to nabawiły się nawet odcisków, swojej “broni”, jak zwykle nazywał sznur różańcowych paciorków.
(Ukrzyżowany z Gargano. Święty Ojciec Pio)