Było piękne piątkowe popołudnie, gdy czekała na umówionym miejscu. Delikatne, a zarazem wyraziste promienie zachodzącego słońca oświetlały jej twarz pełną zniecierpliwienia. Jak zawsze towarzyszyły jej dziwne, aczkolwiek raczej przyjemne myśli: ciekawe jak będzie, z czym wrócę? Tak właśnie zastali ją współtowarzysze. Wreszcie są… w drogę! Pędząc przez krainę, która kładła się już do snu, zdążali do źródeł. Tam chcieli poznać kim są, skąd przychodzą, dokąd zmierzają i kto ich prowadzi…

Historia prawdziwa. Może przekoloryzowana zbyt baśniowo, ale chyba każdy z nas w podobny sposób, tak właśnie zaczął diecezjalne rekolekcje wielkopostne – od mnóstwa pytań w głowie. Jedni mieli takie jak powyżej, drudzy martwili się jak sobie poradzą jako zastępowi, jeszcze inni marudzili w myślach, że są pierwszy raz,  że im się nie chce. Jednak skoro tam byłeś, w grupie siedemdziesięciu szczęśliwców, którzy zapisali się w terminie to pewnie czegoś szukałeś… zapewne źródła. Czy znalazłeś? Może nadal szukasz?

Drogi Czytelniku, opowiem Ci co ja znalazłam w rekolekcyjny weekend nad Jeziorem Lednickim. Opowiem Ci o epizodach, które tworzą moją historię tych rekolekcji, bo bezsensowna byłaby po prostu sucha relacja z tego co było. Może odnajdziesz tam też swoją cząstkę historii. Jakiś czas przed wyjazdem usłyszałam, że w ośrodku im. Jana Pawła II panuje przedziwny klimat obecności Błogosławionego. Jadąc tam byłam wręcz przekonana, że Go  spotkam. I rzeczywiście… już od progu nie dał o sobie zapomnieć… obrazy, pamiątki, znaki obecności. Szybko uczyniłam Go przewodnikiem tego rekolekcyjnego czasu, tego poszukiwania źródła. Jednak kiedy się wchodzi do miejsca, którego się nie zna zawsze towarzyszy człowiekowi lekki dyskomfort, niepewność. Naprzeciw temu, kiedy zaproszono nas już do pokojów, wyszedł ojciec Jan Góra, serdecznie się z nami witając. Krótka rozmowa i słowa, które pamiętam do dziś „od tego kogo się kocha, od tego się także wymaga”. Konferencje, Msze Święte, wspólne posiłki, spotkanie w grupach – wszystko spoko , tylko gdzie to źródło, które zaspokaja pragnienia serca. Pewnie można było go szukać poprzez rozmowę z drugim człowiekiem, bo przecież nawzajem się ubogacamy. Jednak może być tak, że przyjedziesz na rekolekcje i przegadasz cały ten czas z nie tą osobą, co trzeba. To tak jakbyś na imprezie urodzinowej swojej bogatej ciotki, zajmował się rozmową ze służącą, a nie z samą jubilatką. Do sobotniego wieczora tak właśnie było w moim przypadku… rozmowa ze wszystkimi tylko nie z Nim, nie z Tym, który Jest. Przedziwne jest to, że otrzymujemy właśnie to czego najbardziej w danej chwili potrzebujemy –  sposobności do rozmowy z Jezusem, adoracji.

Poszukiwanie, a raczej znalezienie źródła wcale nie jest takie proste, bo jest ci niewygodnie w kaplicy, bo ktoś cię notorycznie rozprasza, bo nie możesz się skupić na choćby najkrótszym fragmencie Pisma, bo ciągle koncentrujesz się na swoim ego, a nie na Nim. Błogosławiony trud zmagania się z tym wszystkim, bo przynosi owoc, w postaci odnalezienia Źródła Wody Żywej.

fot. K. Superczyński

Nie wiem co Ty, Drogi Czytelniku, znalazłeś nad Lednicą… może masz poczucie, że niczego nowego nie odkryłeś, że czas, który był ci dany zmarnowałeś, że nie znalazłeś swojego Źródła, które spełni najskrytsze pragnienia, które są w Tobie… chcę Ci powiedzieć, abyś nie ustawał. On sam szuka, a jednocześnie daje się znaleźć. CHWAŁA PANU!